Katarzyna Mak "Dwadzieścia minut do szczęścia" [PATRONAT MEDIALNY]



Pierwszy raz mam przyjemność objąć patronat nad książką debiutującej autorki. To ogromny zaszczyt, ale też pewnego rodzaju wyzwanie, bo to m.in. na moich barkach spoczywa obowiązek promocji. Po otrzymaniu egzemplarza przed korektą na długo po zakończonej lekturze zastanawiałam się, czy powinnam wyrazić swoją zgodę. Z jednej strony sama się zgłosiłam, ponieważ lubię dopingować nowe twarze na rynku wydawniczym, ale z drugiej do końca nie byłam przekonana o swoich odczuciach. Niby książka posiada oryginalny pomysł, zarys, opowiada historię, która przemawiała do mnie samą sobą. Może nie zalicza się do świetnych, wysoko półkowych pozycji, ale na pewno stanowi dobry debiut i punkt doskonalenia autorki. Zawiedziona byłam jednak objętością opowiedzianej historii przez Katarzynę Mak, ponieważ uważam, że można było ją naprawdę rozpisać, wdrążyć nas do tego świata. Czytając, miałam wrażenie, że troszkę zbyt szybko pewne wątki zostały urwane. Jednak myślę też, że autorka miała prawo powiedzieć przez nią tyle, ile uważała za stosowne. Pozostaje nam nasz wyobraźnia, która może kreować i dopowiadać sobie różne wątki.


Książka zdobyła u mnie ogromny plus za swoją naturalność. Autorka nie koloryzuje rzeczywistości i nadaje swojej bohaterce ciężkie, lecz w miarę dobre życie. Nie tworzy z niej młodej kobiety, która uważa, że wszystko należy się za nic, tylko uczy ją szacunku do ciężkiej pracy. Michalina nie ma prawdziwego domu, wychowuje ją babcia, która stanowi namiastkę matki i ojca razem. Wiadomo, że nikt nie jest w stanie zapewnić jej prawdziwej rodziny, jednak dzięki niej może odczuwać, choć jej cząstkę. Jednak, gdy umiera jej babcia, dziewczyna musi dorosnąć, otrzymują prawdziwą lekcję życia. Zaczyna się od problemów finansowych, a reszta spada na nią z czasem... Wtedy wyjeżdża na praktyki na wieś, gdzie jej życie całkowicie się odmieni, ale czy na lepsze? Ekologiczne gospodarstwo ukoi jej rany, wznieci uczucia i poczęstuje bólem.

Myślę, że autorka skrywa w sobie ogromny potencjał, którym poczęstuje nas w swojej kolejnej książce, czego jej serdecznie życzę. "Dwadzieścia minut do szczęścia" czyta się naprawdę szybko, powiedzieć można, że w tytułowe dwadzieścia minut. Przyjemna, lekka lektura do sięgnięcia na poczekaniu. Warto ją przeczytać i wyrobić sobie własne, subiektywne zdanie. Cieszy mnie fakt, że w świecie książkowym pojawia się wiele młodych autorów z oryginalnymi, świeżymi pomysłami. To oni zapewnią nam kolejne, wartościowe propozycje na przyszłe lata.


Patrycja Łazowska 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz